poniedziałek, 20 czerwca 2011

Jak postępować w przypadku kolizji i wypadku drogowego?

Jak postępować w przypadku kolizji i wypadku drogowego?

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki



Kursy na prawo jazdy obejmują również edukację w zakresie zachowania się w razie kolizji, czy wypadku drogowego, jednak często jest tak, że zapominamy o podstawowych zasadach.

Przecież tego typu sytuacje nie zdarzają się często, to również dodatkowa dawka stresu, można więc o nich zapomnieć. Warto jednak co jakiś czas przypominać o tym, jak postępować.

Na początku dobrze będzie rozróżnić pojęcie kolizji od wypadku. O tej pierwszej możemy mówić wtedy, gdy uszkodzony został jedynie pojazd, a o wypadku, gdy oprócz pojazdu w zdarzeniu ucierpiały również osoby. Kolizja nie wymaga wzywania policji, natomiast wypadek zawsze. W przypadku kolizji drogowej należy usunąć pojazd z jezdni, jeśli tylko to możliwe, w przeciwnym razie ustaw trójkąt ostrzegawczy w odległości około 50 metrów w terenie zabudowanym i około 100-150, jeśli znajdujesz się na autostradzie albo drodze szybkiego ruchu. Jest to element obowiązkowy, dzięki któremu nadjeżdżające samochody będą wiedziały, że przed nimi ktoś ma problem i będą mogli bez problemu ominąć przeszkodzę. Warto też włączyć światła awaryjne, jeśli tylko są sprawne. Obie strony kolizji drogowej powinny ustalić, kto jest jej sprawcą. Aby nie było problemów z uzyskaniem odszkodowania, trzeba spisać odświadczenie, które będzie zawierało dane sprawcy i poszkodowanego, wraz z numerami polis oraz informacją o tym, jak do zdarzenia doszło. Plusem będzie z pewnością zrobienie zdjęć, które zostaną dołączone do wniosku o odszkodowanie. Jeśli trudno jest ustalić, kto jest sprawcą albo druga strona nie chce podać numeru polisy OC, lepiej jest wezwać policję, która problem postara się rozwiązać. Zgłaszanie szkody następuje najczęściej poprzez zatelefonowanie pod numer infolinii ubezpieczyciela albo zgłoszenie przez internet. W ciągu kilku dni powinien skontaktować się z nami rzeczoznawca, który oceni stan szkody i zdecyduje co należy wymienić i co naprawić. To my wybieramy warsztat, który szkodę oceni, dlatego dobrze, jeśli mamy zaufanego mechanika.

Jeśli w wyniku kolizji ktoś ucierpiał należy niezwłocznie wezwać pogotowie ratunkowe i policję. Pod żadnym pozorem nie należy również przestawiać w jakikolwiek sposób pojazdów. Również w tej sytuacji konieczne będzie ustawienie trójkątów ostrzegawczych w odpowiedniej odległości. W miarę swoich możliwości trzeba również udzielić poszkodowanym pomocy przedmedycznej, zanim pojawi się fachowa pomoc. Pamiętajmy, że udzielenie pierwszej pomocy jest naszym obowiązkiem, jeśli tego nie umiemy zawsze znajdzie się jakiś świadek zdarzenia, który będzie to potrafił.

W przypadku jakichkolwiek zdarzeń z udziałem pojazdów trzeba przede wszystkim zachować spokój i pamiętać o kilku ważnych kwestiach. Dzięki temu nie będzie mowy o niejasnościach, czy niezadowoleniu, które mogłoby wyniknąć z mało profesjonalnej obsługi ubezpieczyciela.

---

T.G.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak zdać za pierwszym razem egzamin na prawo jazdy?

Jak zdać za pierwszym razem egzamin na prawo jazdy?

Autorem artykułu jest Michał Kaszta



Niedługo przed rozpoczęciem na Auli egzaminacyjnej jest już komplet ludzi, które bardzo chcą dziś zdobyć prawo jazdy. W pomieszczeniu udaje się zwietrzyć gęstą atmosferę i multum stresu. Emocje sięgają zenitu, jednak okazuje się, że niepotrzebnie – tak nie musi być!

Omawiając temat zdawalności egzaminu na prawo jazdy z miejscowymi egzaminatorami zagłębiliśmy się w temat najbardziej obleganej kategorii B.

Większość z egzaminatorów zgadza się z nami, że o zaliczeniu egzaminu najczęściej decyduje umiejętność opanowania stresu. Okazuje się, że wielu z nas egzamin na prawo jazdy obarcza większym stresem aniżeli takie egzaminy jak matura czy obrona pracy dyplomowej. Najczęściej wynika to z braku pewności siebie co wynika z niedostatecznego przygotowania podczas nauki jazdy.

Sam egzamin teoretyczny nie wymaga większego opisu, ponieważ jego oblanie świadczy jedynie o braku przygotowania albo wykuciu pytań na pamięć – nie bierzemy pod uwagę tego, że kiedy w grę wchodzi stres – pamięć zawodzi. Dodatkowo, pytania na egzaminie mogą niezauważalnie różnić się od tych w Internecie – kiedy widzimy, że z pytaniem jest coś nie tak, zaczynamy panikować jeszcze bardziej i popełniamy głupie błędy. Większość z nas jednak przechodzi przez tą część egzaminu bez większego problemu – czas zatem na egzamin praktyczny, a tutaj do powiedzenia jest już więcej.

Przejdźmy zatem do placu manewrowego – egzaminator wywołuje kolejno ludzi z listy i potwierdza zgodność danych z dowodem osobistym. W tym momencie zaczyna się pierwszy etap egzaminu praktycznego – wiedza techniczna, elementarna obsługa pojazdu. Rozpoczyna się od wskazania i ewentualnego opisania zbiorników na płyny eksploatacyjne, następnie przechodzi się do wykazu świateł – tutaj pojawiają się pierwsze kłopoty. Najczęściej zdający z pośpiechu zapomina o sprawdzeniu wszystkich świateł – to, że światła awaryjne działają, nie oznacza jeszcze, że zadziała sam kierunkowskaz.
Następny etap jest wbrew pozorom bardzo istotną częścią – porządnie przygotowany pojazd to porządna podstawa do zaliczenia egzaminu. Ustawienie fotela, kierownicy i lusterek – niby proste, lecz wielu kursantów popełniło tu bezsensowne błędy. Często przyszły kierowca ustawia kierownicę w taki sposób, że ma ją właściwie pod brodą – to nie tylko zasadniczy błąd, utrudni to też sprawne poruszanie się autem.

Błędy na początku popełniamy głównie dlatego, że nasze myśli wybiegają już na łuk. Niby proste, a okazji do błędu jest mnóstwo – jazda od początku do końca musi być płynna, a zaparkowanie na kopercie precyzyjne. Udało się? Teraz na wstecznym …
Szkoły jazdy praktykują naukę wykonywania tego manewru metodą obliczania pachołków – nie ma nic gorszego. W życiu nikt nam nie postawi pachołków do przeliczania. Poza tym, co jeżeli na egzaminie pachołki będą lekko przesunięte przez uprzedniego zdającego? Wystawiamy się na oblanie w najgorszy możliwy sposób – mniemając, że wszystko jest ok.
Po wykonaniu łuku już tylko ruszanie z ręcznego i na miasto. Błędy popełniane na mieście to temat rzeka, nawet przez sprawnych kierowców. Można by powiedzieć o najczęstszych lub najgłupszych przypadkach, choć wszystkie skutkują jednym – oblaniem egzaminu.

Egzamin na mieście składa się z kilku zadań, takich jak parkowanie, zawracanie czy ruch na skrzyżowaniu. Prawda jest taka, że zdający najczęściej nie mają odpowiedniej koordynacji ruchów, przez co rodzą się błędy. Elementarne manewry zabierają więcej czasu niż powinny, a stres jest potęgowany z wszelką sekundą.
Tak właśnie wygląda typowy egzamin – niestety, żeby zaprezentować wszelkie prawdopodobne błędy i rodzaje ich unikania musielibyśmy napisać kilkutomową encyklopedię. W praktyce ważne jest, żeby opanować stres i skupić się na tym co potrafimy. O reszcie będziemy zastanawiać się w przyszłości, np. czy wybrałem zadowalającą szkołę jazdy?

---

Zapraszam:

Nauka jazdy Rybnik
Prawo jazdy Rybnik


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jakie auto do 15 tyś. zł?

Jakie auto do 15 tyś. zł?

Autorem artykułu jest Michał Malczyński



Wybór samochodu zwłaszcza tego pierwszego samochodu w życiu to wybór nie łatwy, zawsze trudno jest sprecyzować wymagania a gdy je sprecyzujemy to trudno także określić co jest najważniejsze co mało ważne a co bez znaczenia...

Najlepsze auto to oczywiście takie które jest tanie, dobrze wyposażone, komfortowe, nowe, ma bardzo dobre osiągi i pali bardzo mało... takich aut niestety nie ma. Zazwyczaj wśród aut za 15 000 zł musimy wybierać: albo auto proste, w miarę nowe do którego nie dopłacimy zbyt wiele, mające jednak nie wielkie wyposażenie i słabe osiągi lub samochód który ma dobre osiągi, dobre wyposażenie ale niestety duży przebieg, większy wiek i bardzo możliwe że będą potrzebne przy nim wieksze wydatki.

Po głębszym zastanowieniu wychodzi na to że kryterium wyboru auta po cenie zakupu nie jest dobrym kryterium. Wyobraźmy sobię dwie sytuacje, dwie osoby które jeżdża tyle samo w te same miejsca. Jedna osoba kupuje samochód za 15 000 zł i koszt eksploatacji tego auta przez pierwszy rok (razem z paliwem i ubezpieczeniem) wynosi 15 000 zł (czyli drugie tyle) a w drugim przypadku 5 000 zł. To są przykłady z życia wzięte. Wystarczy że w pierwszym przypadku ktoś kupi używanego Mercedesa z dużym silnikiem którego średnie spalanie będzie wynosić 13 litrów benzyny czyli po przejechaniu 15 000 km wyda na paliwo około 10 000 zł. A że używane mercedesy za 15 tyś zł nie są zazwyczaj nowe to trzeba będzie w nim zmienić opony za 3000 zł a 2000 zł będą stanowiły drobne naprawy i ubezpieczenie. Druga osoba zaś za te same pieniądze kupi mały samochód z silnikiem diesla który średnio spali 4,5 litra - na paliwo wyda więc około 3500 zł a resztę - 1500 zł na filtry i ubezpieczenie.
W obydwu przypadkach kupiono auto za tę samą kwotę. Czy jednak poniesiony wydatek w ciągu roku był taki sam? Nie. Dlatego moim zdaniem należałoby szukać aut których długoterminowe utrzymanie wraz z wymianą na nowszy podobny samochód będzie pochłaniało X pieniędzy miesięcznie. To tłumaczy dlaczego pytanie "jakie auto do 15 tyś złotych?" często padające na forach interntowych zawsze powoduje bardzo długie rozmowy i kłutnie użytkowników. Chyba że mamy konkretne wymagania dotyczące miesięcznych kosztów eksploatacji i klasy samochodu. Wtedy pytanie ma sens.

---

Zobacz także:

Jakie auto do 15 tys

 


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 1 czerwca 2011


wtorek, 31 maja 2011

Pranie tapicerki czyli auto jak nowe

Pranie tapicerki czyli auto jak nowe

Autorem artykułu jest Karol Stopka



Przeciętny kierowca siada na swoim fotelu ponad 7 tysięcy razy w ciągu dekady. W tym czasie tapicerka zbiera wszystkie zanieczyszczenia, brud i kurz. Staje się coraz bardziej zużyta, szara i nieprzyjemna. Rozwiązanie? Pranie tapicerki. Wykonane samodzielnie lub zlecona innym.

pranie tapicerki samochodoweO tapicerce samochodowej można powiedzieć wiele: można rozwodzić się nad jej kolorem, fakturą, materiałem, z jakiej jest wykonana lub efektem, jaki wywołuje w zetknięciu ze skórą. Najważniejsze jest jednak to, w jaki sposób się brudzi. A brudzi się równomiernie, wszędzie w podobnym stopniu, tak, że używający na co dzień samochodu kierowca nawet tego nie widzi.

Jednak to, że czegoś nie widać, nie znaczy, że to nie istnieje. Brud powoli osadza się na tapicerce, wnika w nią i krok po kroku, delikatnie, systematycznie, lecz zawsze nieuchronnie. Niezauważalnie przejmuje kontrolę nad samochodem obniżając komfort jazdy i sprawiając, że auto wygląda coraz gorzej. Pranie tapicerki w takiej sytuacji jest niezbędne. Pytanie, jak się do tego zabrać?

Najprościej – można pranie tapicerki zlecić tym, którzy zajmują się tym na co dzień. Wyspecjalizowane myjnie zajmą się samochodem od opon aż po podsufitkę. Za sto kilkadziesiąt złotych zrobią z używanego, zapuszczonego rzęcha pachnącą limuzynę. Niezależnie od tego, czy jest to Warszawa czy miasteczko powiatowe gdzieś na wschodzie polski, zawsze można znaleźć taki warsztat.

Wybór tej opcji to nie tylko kwestia lenistwa. To także kwestia umiejętności i sprzętu. Oszukiwać się nie ma co – metodami domowymi nigdy nie osiągniemy podobnego efektu. Po pierwsze dlatego, że nie dysponujemy odpowiednim sprzętem. Proste myjki są drogie, a te profesjonalne nawet droższe. Po drugie – nie zawsze wiemy co, jak i czym czyścić. Ludzie, którzy robią to codziennie, mają do dyspozycji cały arsenał środków, a efekty ich działania układają się w ich głowach w logiczne ciągi. Innymi słowy – pranie tapicerki wykonane przez fachowców będzie zwyczajnie skuteczniejsze niż to wykonane samodzielnie.

Tyle, że nie każdy chce wydawać pieniądze na coś, co może zrobić – może mniej dokładnie – własnymi siłami. Co więcej, w wielu dużych miastach, jak Warszawa czy Kraków, dostać się do myjni nie jest prostą sprawą. Zwykle tego rodzaju placówki nie prowadzą zapisów, trzeba więc odstać swoje w kolejce. Nie każdy ma na to czas i ochotę.

Jak więc wyczyścić wnętrze auta własnym sumptem? Na początek dobrze jest zaopatrzyć się w specjalne preparaty. Może to być pianka, może być płyn. Niezależnie od konsystencji, zanim pójdzie w ruch, samochód musi zostać odkurzony. Kiedy na tapicerce nie ma okruchów, trzeba spryskać czyszczony element, poczekać aż preparat wsiąknie i wytrzeć powierzchnię szczotką. Później poczekać, aż fotel wyschnie.

Teoretycznie proste, w praktyce sprawiające sporo trudności. I niosące za sobą liczne niebezpieczeństwa. Na przykład – wyczyszczonego samochodu nie można zostawiać na mrozie. Ani odkurzać mokrego fotela. Lub czyścić tylko jednej plamy, ponieważ spowoduje to powstanie brzydkich zacieków. Niezależnie od czekających niespodzianek lub kosztów warto dbać o tapicerkę. W czystym aucie lepiej się prowadzi. No i łatwiej taki samochód sprzedać.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nie taka Alfa zła, jak ją malują

Nie taka Alfa zła, jak ją malują

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Wokół Alfy Romeo narosło wiele niepochlebnych opinii. Czas obalić te mity, bowiem w przypadku zadbanej "166-tki" największym wydatkiem będzie koszt paliwa.

Alfa Romeo 166 w ciągu 6-7 lat osiąga spadek wartości rzędu 90%. Jest to wynik zadziwiający i chyba nie do końca uzasadniony. Co prawda remont skomplikowanego zawieszenia wielowahaczowego może pochłonąć nawet 3-4 tys. zł, ale wykonany poprawnie i przy użyciu markowych części powinien wystarczyć na kilkadziesiąt tys. km.

A poza tym? Nie ma się do czego przyczepić. Jeśli trafimy na zadbany egzemplarz, możemy oczekiwać dość spokojnej eksploatacji. W przypadku odmiany 3.2 V6/240 KM warto zwrócić uwagę na działanie skrzyni biegów i sprzęgła. Biorąc pod uwagę cenę wyjściową Alfy 166 TI (ponad 200 tys. zł), spodziewać by się można również lepszej jakości wykonania kokpitu. System ICS (sterowanie klimatyzacją i radiem) potrafi się czasem zawiesić. Częstą udręką kierowców są krzywo spasowane plastiki i poprzecierane przyciski na kierownicy. Mimo wszystko jest to najmniej problematyczna jednostka z silników montowanych w Alfach.

Obniżone zawieszenie i 240-konny silnik zachęcają do dynamicznej jazdy. Jednak "166-tka" nie jest typowym sportowcem, z racji swych wymiarów i dużej wagi. Mimo to potrafi sprawić frajdę podczas jazdy. Zaletą silnika 3.2 V6 jest także wysoka trwałość.

Powodem do narzekania może być wysokie spalanie (śr. ok. 15-16 l/100 km) i dość drogą obsługę (np. nieco trudniejsza wymiana rozrządu). Regularnie należy sprawdzać poziom oleju silnikowego. Mogą pojawić się problemy z układem elektrycznym, jednak nie zdarzają się one notorycznie.

---

Hubert Pieszak

Blog:

http://worldofbeautywoman.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 30 maja 2011

Auto szkoła dla kobiet - doskonały pomysł na biznes

Auto szkoła dla kobiet - doskonały pomysł na biznes

Autorem artykułu jest Krzysztof Fratczak



Zastanawiasz się nad otworzeniem auto szkoły, ale nie chcesz by była to zwyczajna szkoła przygotowująca do egzaminu na prawo jazdy jakich mnóstwo jest w Twoim mieście. Może warto rozważyć inwestycję w szkołę prawa jazdy dla kobiet?

Czasy się zmieniają, a kobiety wraz z nimi. Coraz częściej nie wystarcza im to, że są wożone przez swoich mężczyzn, ojców czy braci. Kobiety w Polsce coraz częściej pragną niezależności na drogach i własnego prawa jazdy. Powoli obalany jest mit, że kobiety nie są dobrymi kierowcami i nie radzą sobie na drogach. Badania dowodzą, że popełniają po prostu inne błędy niż mężczyźni, a w rzeczywistości znacznie rzadziej poważnie zagrażają bezpieczeństwu na drogach. Poważne wypadki częściej powodowane są przez mężczyzn. Tak więc inwestycja w szkołę nauki jazdy dla kobiet może się opłacać choćby z tego względu, że mniejsze jest ryzyko uszkodzenia auta przez kursantkę.

Szkoła nauki jazdy, w której będziesz przygotowywać kobiety do zdania egzaminu na prawo jazdy, powinna być prowadzona przez kobietę. Po pierwsze dla pań poszukujących babskiej auto szkoły, kurs prowadzony przez kobietę jest bardziej wiarygodny. Po drugie będziesz dla nich doskonałym modelem udowadniającym, że kobieta może być świetnym kierowcą. A to już dla nich połowa sukcesu w drodze do zdania egzaminu na prawo jazdy. Wiele osób przystępujących do egzaminu nie zdaje go właśnie ze względu na brak wiary we własne siły. Tak więc zaszczepienie w nich przekonania, że mogą to robić dobrze, jest bardzo istotne. A jak wiadomo, im więcej kursantek zda egzamin, tym więcej ich koleżanek i znajomych pojawi się w twojej auto szkole i poprosi, byś przygotowała je do zdania egzaminu na prawo jazdy.

Rynek prawa jazdy jest bardzo konkurencyjny w każdym mieście i nie jest łatwo się przebić. Dlatego za wszelką cenę należy znaleźć przewagę nad innymi auto szkołami, która umożliwi zdobycie jak największej rzeszy kursantów. 

 

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 28 maja 2011

SUV w wersji mini, czyli Mitsubishi ASX 4x4

SUV w wersji mini, czyli Mitsubishi ASX 4x4

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Dotychczas każdy myślał o nim jak o spokojnym, niepozornym autku. Choć wygląda niepozornie, ASX ze 150 - konnym dieslem i napędem 4x4 potrafi sprawić dużą frajdę podczas jazdy.

mitsubishiasxcompact4x4front196086

Widząc ASX po raz pierwszy ma się wrażenie, że jest mały. Jednak w rzeczywistości jest on całkiem przestronnym samochodem. Nawet osoby w drugim rzędzie siedzeń nie będą narzekały na brak miejsca. Standardowe wyposażenie auta jest dość bogate. Dużym plusem auta są wygodne fotele i przejrzysta deska rozdzielcza. Rozmieszczenie przycisków jest logiczne, więc szybko je znajdziemy.

150 - konny silnik daje podczas jazdy mnóstwo radości. Choć przyspieszenie nie wciska w fotel, rozpędzamy się do 100 km/h w 10 s, co jest dobrym wynikiem w przypadku SUV-a. Spalanie nie przeraża (6,9 l/100 km w mieście, 5,0 l/100 km poza miastem). Taki wynik to zasługa systemu start-stop. Niestety nie jest on dopracowany, bowiem po wciśnięciu pedału sprzęgła trzeba chwilę odczekać na moment włączenia silnika. Sam silnik pracuje trochę głośno na wyższych szybkościach. Za to 6 - biegowa skrzynia działa bez zarzutu.

Napęd 4x4 nie czyni jeszcze z Mitsubishi ASX prawdziwego SUV-a. Jednak dzięku niemu bezpieczniej poczujemy się na śliskiej nawierzchni. Oprócz dołączanego napędu na tylne koła, możemy pokrętłem umieszczonym na tunelu środkowym wybrać funkcję Lock, która powoduje, że na tył przekazywane jest więcej momentu niż przy włączonym 4WD. Tłumienie wybojów przez napęd nadal jest skuteczne.

ASX 4x4 jest o 6 tys. zł droższy od swojego przednionapędowego odpowiednika i kosztuje 92 990 zł. To wysoka cena. Za Outlandera w wersji Invite zapłaccimy tylko o 4 tys. zł więcej. Należy więc ten zakup przemyśleć.

---

Hubert Pieszak

Blog:

http://worldofbeautywoman.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Od automobila do samochodu. Krótkiej historii motoryzacji część druga.

Od automobila do samochodu. Krótkiej historii motoryzacji część druga.

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



"Historia kołem się toczy" mówi znane powiedzenie. W przypadku historii motoryzacji powiedzenie to ma "drugie dno". Za praszam zatem do przeczytania jak toczyła się dalej na swoich czterech (czasem trzech) kołach.

Oczywistym jest, że samochód nie narodził się jako dzieło skończone. Nie od początku był pokryty lśniąca metalową karoserią. Pierwsze wytwory myśli technicznej pionierów automobilizmu były w zasadzie powozami bez koni. Pojazd Daimlera był czterokołowy, Benza miał tylko trzy koła, ale w zasadzie oba były bryczkami.

Można chyba przyjąć, że to dopiero Mercedes Simplex wylansował konstrukcję z silnikiem z przodu i  siedzeniami ustawionymi w kierunku jazdy.

Trzeba tu zwrócić uwagę, że produkcja samochodów wyglądała w owych czasach zupełnie inaczej niż dzisiaj. Firmy rzadko wypuszczały kompletny pojazd. Częściej produkowano ramę z silnikiem i całym wyposażeniem, a zewnętrzne warsztaty budowały nadwozia i wyposażały je we wszelkie dostępne wówczas wygody. Skutkowało to ogromną różnorodnością pojazdów.

W miarę wzrastania mocy silników okazało się, że o kształcie zabudowy nie mogą decydować jedynie czynniki estetyczne, a trzeba brać pod uwagę kwestie aerodynamiki. Wywarło to wpływ na wygląd samochodów, których twórcy poprzez kształt nadwozi chcieli podkreślić ich prędkość. Pojawiły się opływowe linie z bardzo długimi maskami, kryjącymi ogromne rzędowe silniki. Przykładem takiego samochodu jest chociażby przepiękne Bugatti 50T.

Kolejnym etapem postępu miało stać się przejście od ciężkiej konstrukcji ramowej, do nadwozi samonośnych.

            Nadwozia to jedno, ale istniało jeszcze wiele innych problemów do rozwiązania. Chociażby koła i ogumienie. Dr John Boyd Dunlop połączył ze sobą dwa końce gumowego węża i napełnił to powietrzem. Tak powstałą oponę założył do roweru synka. Był tak zadowolony ze swojego wynalazku, że nawet go opatentował. Ideę tą rozwinął zawodnik Michelin, którego do szału doprowadzała konieczność częstej zmiany takich opon. I choć wcześniej patent na tego typu ogumienie uzyskał Robert Wiliam Thomson, to został on zapomniany. Tak czy owak koła wzorowane na powozach, twarde i nie zapewniające komfortu odeszły natychmiast do historii. Pojawiły się oczywiście nowe wzory felg, co dodatkowo pozwalało wyróżnić swój automobil.

            Ewolucję przechodziła również kierownica. Na początku była to zwykła korba umieszczona w środku podłogi. Kierowanie takim pojazdem wymagało sporo siły. Problem ten rozwiązali niezależnie Benz i Daimler. Pojawił się więc w latach 1889 i 1893 układ różnicowy. Później kierownica zaczęła przypominać coś, co znamy teraz. Zmieniała się liczba ramion kierownicy, aż w 1955 roku Citroen zaproponował nawet kierownicę jednoramienną.

            Zmieniało się również coś, co decydowało w znacznym stopniu o wyglądzie samochodu, czyli chłodnice, a ściślej rzecz biorąc ich atrapy. Sama konstrukcja układów chłodzenia również ewoluowała. Pierwsze samochody były chłodzone powietrzem, jednak szybko zaczęto wypróbowywać różne pomysły na chłodzenie cieczą. I tak na przykład próbowano chłodzić silnik poprzez odparowywanie wody doprowadzanej do silnika wężownicą. Jednak był tu jeden problem. Otóż 50 litrów wody zapewniało chłodzenie na 20 minut, a to było zdecydowanie za mało. Dopracowano się w końcu wydajnej metody polegającej na zamontowaniu z przodu wąskich żeber z wodą, które następnie były chłodzone przez przepływające powietrze. To rozwiązanie jest (z modyfikacjami) stosowane do dnia dzisiejszego.

            Warto teraz spojrzeć na dzieje motoryzacji przez pryzmat historii firm tworzących ją na samym początku, ale o tym w następnym odcinku.

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz  na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Trochę o motoryzacji, a trochę o kryzysie

Trochę o motoryzacji, a trochę o kryzysie.

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Wiadomo, że firmy motoryzacyjne, jako przedsiębiorstwa obracające ogromnymi sumami są bardzo mocno związane z tym, co dzieje się w światowej gospodarce, w związku z tym bardzo silnie reagują na kryzysy.

Jakoś nie mogę pozbyć się myśli, że niemal wszyscy zarządzający wielkimi bankami inwestycyjnymi, a także największymi korporacjami produkcyjnymi to debile.

Dorzuciłbym do tego grona również członków rządów i współpracujących z nimi ekonomistów. Generalnie większą część światowej „wierchuszki” posądzam o to, że zamienili się mózgami ze sztuczną kością dla psa.

Bo zwróćmy uwagę na to, jak z zewnątrz wyglądały początki obecnego kryzysu. Była hossa, a potem – BUM! I wzięło się wszystko zawaliło! Tak po prostu! Banki ze stuletnią tradycją nie dostrzegły symptomów zbliżającej się katastrofy. Najwięksi producenci samochodów, też jakoś nie. A także FED, rząd USA i wielu innych.

No przepraszam bardzo! Problemy, które doprowadziły do tego wszystkiego były przez niektórych wskazywane już w latach 2002-2003.

Niektórzy biznesmeni sprzedawali wówczas nieruchomości, przenosili biznes do Chin, lub po prostu „keszowali” się i właśnie leżą na Kajmanach zastanawiając się, czy może by właśnie nie wrócić do gry.

O zagrożeniu wyzierającym z rynku nieruchomości w USA pisali na portalach internetowych specjaliści. Głównie młodzi.

Nawet (to mi się szczególnie podoba) astrologowie współpracujący z biznesmenami z londyńskiego City ostrzegali przed obecnym kryzysem już od dobrych kilku lat. Nie wierzysz w astrologię drogi Inwestorze? Ja też nie. To nie jest ważne. Ważne jest to, że ci panowie, którzy w nią wierzą, nie mieli już dawno „toksycznych” papierów i dzięki temu sączą drinki (razem ze wspomnianymi wyżej biznesmenami) na Kajmanach.

Ale oczywiście prezesi Lechman Brothers i innych tego typu instytucji nic nie wiedzieli... Bzdura! Doskonale się we wszystkim orientowali. Tylko jeszcze, „rzutem na taśmę”, upłynniali te swoje „egzotyczne instrumenty pochodne”, by zaraz po krachu móc sączyć kolorowe drinki (No zgadnijcie gdzie? Tak! Brawo! Macie rację!) na Kajmanach.

            FED na początku kryzysu podnosił ciągle stopy procentowe. O kurcze! Skoro to robili, to może rzeczywiście jeszcze nic nie kumali? To ich nie usprawiedliwia, a jedynie świadczy o tym, że mógłby tam równie dobrze pracować mój Labrador (bez obrazy piesku).

            Ford, który chyba najlepiej stoi z amerykańskich samochodziarzy, miał więcej szczęścia, niż rozumu. U nich sprawy potoczyły się tak, że musieli już wcześniej rozpocząć „program kryzysowy”. Tak więc, gdy ten nadszedł, mieli już wprawę. Ale gdyby nie to, to też by cieniutko śpiewali. Przez ostatnich kilkadziesiąt lat przyzwyczaili się, że całą korporację można utrzymywać ze sprzedaży jednego modelu. Ogromnego, jak średniej wielkości europejski dom z ogródkiem, pickupka Ford F150. Aż tu nagle przychodzi do salonu John i pyta: sorry, to nie wy robicie Priusa? Nie? To do widzenia!

I podobnie było w General Motors i Chryslerze. Tak swoją drogą, to gdyby nie John, to chyba do dziś by nie wiedzieli o kryzysie.

Co do GM, to patrząc na wnętrze ich Captiwy i zestawiając je z jej ceną, to cóż... Liczę, chłopcy, że będzie po Was. Naprawdę ciężko na to zapracowaliście.

            I żeby pozostać w tematach samochodowych, przedstawię jeszcze jednego speca od nadchodzących kryzysów. Jeremy Clarkson. Znacie? Tak, to ten z Top Gear. Napisał kiedyś, że gdy firmy wypuszczają obłędnie drogie limitowane wersje i tak już obłędnie drogich supersamochodów, to znak, że nadchodzi kryzys. Jakiś czas temu czytałem, że można kupić wersję Bugatti, bez kolorowego lakieru, przez co jest o „stoileśtam” kilo lżejsza.... Wobec tego kryzys był nieunikniony.

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz  na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dbajmy o nasze samochody - to także bezpieczeństwo

Dbajmy o nasze samochody - to także bezpieczeństwo

Autorem artykułu jest www.naszsamochod.blogspot.com



Pod pojęciem dbania o nasze autko często rozumujemy wyłącznie jego czystość, a to niestety nie wszystko. Fakt, że czyste i pachnące wnętrze, błyszczący lakier czy lśniące koła, należące do estetyki, są czymś przyjemnym z punktu widzenia kierowcy, lecz dbanie o samochód ma jeszcze inne ważne wartości

Dbajmy o nasze samochody - to także bezpieczeństwo.
Wielu kierowców bagatelizuje sobie np. stan zawieszenia, opon czy stan bieżący płynów. Zależy mi na tym aby sprawdzać stan, w jakim znajdują się bardzo ważne dla bezpieczeństwa elementy w naszym samochodzie.
Zacznę od opon, ten nieodzowny element każdego pojazdu jest bardzo ważny dla bezpieczeństwa. Zwracajmy uwagę na to aby poruszać się z odpowiednimi oponami w odpowiednich warunkach na drodze, tu mianowicie mam na myśli sezon zimowy i letni. W sezonie letnim, wiadomo, poruszamy się na oponach letnich, w zimie na oponach zimowych, można skorzystać z wielosezonowych opon, wtedy możemy uniknąć większych kosztów związanych z posiadaniem dwóch kompletów opon jak i dwukrotnej wymiany w roku. Ja osobiście przetestowałem obie opcje i polecam jak najbardziej posiadanie obu kompletów opon - zimowych i letnich.
Zimówki są o wiele miększe i tak stworzone, by lepiej nam było poruszać się w zimowych warunkach, przy niższych temperaturach, na lód niestety nie ma mocnych, to wiemy. Zwracajmy uwagę na głębokość bieżnika!! Na śniegu czy chlapie, opona zimowa ze znikomym bieżnikiem nie da nam pełnej satysfakcji z poruszania się, sama jej nazwa "zimowa" to nie wszystko, dbajmy o to by bieżnika było na niej jak najwięcej.
Regularna wymiana opon przed i po danym sezonem wpływa zarówno na swobodę i bezpieczeństwo jaki na mniejsze zużycie danego rodzaju, bo jeżdżąc na oponach letnich zimą bardziej je zużywamy i nie mamy tej przyczepności jak w przypadku zimowej.
Opony letnie też muszą mieć jak najwięcej bieżnika bo o to chodzi, odpowiedzialny on jest między innymi za przyczepność do drogi, lepsze odprowadzanie np. wody. Przyczepność to nic innego jak, krótsza droga hamowania, stabilność na torze jazdy, pewne pokonywanie zakrętów itd. Opona letnia jest twardsza od zimowej dla tego, że w sezonie letnim jest bardziej narażona na twardsze podłoże i wyższe temperatury. Wszystko też zależy od marki, każda firma produkuje opony z innych mieszanek, komponentów.
Przed każdą wymiana sprawdźmy czy nie są popękane, ponacinane, czy nie mają tzw. guzów (bąbli).
To wszystko nasze bezpieczeństwo i daje nam komfort jazdy a także pewność prowadzenia.
Zawieszenie jest złożonymi elementami naszych pojazdów i również spełnia ważne zadania, dla tego warto o nie dbać. Stan zawieszenia przyczynia się do bezpieczeństwa tak samo jak opony (przyczepność, krótsza droga hamowania), a bezpieczeństwo to nasz komfort. Jeżeli jadąc po nierównej drodze nie wydobywają się jakieś stuki, pukania, auto nie ma luzów w kierownicy i prowadzi się pewnie, to wstępnie można określić, że nie jest źle z naszym zawieszeniem ale to nie jest pełna i dokładna diagnoza. Może być tak, że jakiś element np. tuleja gumowa nie jest zerwana i wygląda dobrze, a jest powygniatana jak sprężyny w tapczanie, wtedy nie spełnia swojego zadania i trzeba ją wymienić z uwagi na zużycie się gumy. Polecam również dwa razy do roku sprawdzać stan w jakim się znajduje nasze zawieszenie, możemy skorzystać przy okazji wymiany opon (zima/lato) bezpośrednio u wulkanizatora, z reguły jakieś pojęcie mają ci Panowie. Jeśli sami nie potrafimy, skorzystajmy z usług warsztatów trudniących się taką diagnozą lub naprawą (koszt około 50-100zł). Uważam, że to nie dużo w skali roku, biorąc pod uwagę bezpieczeństwo.
Płyn hamulcowy, kolejny punkt w dbaniu o bezpieczeństwo. Rzadko kto pilnuje tego w jakim stanie mamy płyn hamulcowy, nie liczy się tylko poziom jaki mamy. Poziom jest ważny ale to nie wszystko. Płyn w układzie jak i tarcze czy klocki hamulcowe odpowiedzialne są za działanie naszych hamulców. Wszystkie te elementy narażone są na bardzo wysokie temperatury w jakich pracują. Klocki wymieniamy w miarę regularnie bo nas do tego zmuszają, rzadziej tarcze a płyn jeszcze rzadziej. To błąd, płyn przegrzewa się i starzeje, wtedy traci na swojej wartości i osłabia swoje działanie. Zarówno klocki, tak i płyn też wymieniajmy. Płyn  to też nie duże koszty. Przy remontach układu hamulcowego starajmy się wymieniać tarcze i klocki pochodzących od jednego producenta, tej samej firmy. Przyczynia się to do wolniejszego zużycia i lepszego współdziałania podzespołów.
Widoczność też wpływa na bezpieczeństwo, również polecam, przy wymianie opon zima - lato, minimum dwa razy do roku wymienić chociaż gumki wycieraczek naszych szyb. W zimie sól sypana na drogi i lód na szybach niszczy gumki w piórach wycieraczek, które pracują dla nas częściej podczas opadów i zabrudzonej czy mokrej nawierzchni.
Płyn w układzie chłodzenia to temat już powszechnie znany, zalecam sprawdzenie przed zimą, do jakiej minusowej temperatury posiadamy już zalany płyn jeżeli nie mamy ochoty go wymieniać. Wiadomo, że polecam wymianę chociaż raz w roku, właśnie przed zimą.      

---

www. naszsamochod.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl